Z okazji niedawnych urodzin dostałam w prezencie (wybraną zresztą przeze mnie) włóczkę. Czaiłam się już na nią od dłuższego czasu, aż w końcu mam. No i przy okazji pojawił się problem (zakładam, że znany nie tylko mi): co z tego zrobić? Żeby nie było banalnie. Żeby było oryginalnie. Żeby nie robić po raz kolejny tego samego. Ale żeby po zrobieniu nie odłożyć do szafy i więcej nie ruszyć, bo przedobrzyłam. Żeby było wystarczająco trudne, żeby było widać (wystarczy, że ja będę widzieć), że potrafię. I może żeby samemu wzór wymyślić, żeby było jeszcze bardziej orygnalnie. Ale co, jeśli nie nie wyjdzie? To może jednak kupić (widziałyście nowy katalog Brooklyn Tweed? Ja chcę wszystko stamtąd). Kupić? Bo ja wiem. Może jednak coś bezpłatnego.
No i siedzę, myślę, kombinuję, czekam na natchnienie. A włóczki się kurzą...
Przy okazji podziękowania dla Agnieszki Tuptupa, ona wie za co :)