środa, 8 lipca 2020

O dzierganiu długodystansowym

Fajnie mi się czyta komentarze, w których chwalicie moje dłużyzny i cienizny i nie raz czytam (nie tylko zresztą u siebie), że nie miałybyście czasu i cierpliwości na zrobienie czegoś takiego.

Ale właśnie o ten czas chodzi. Żeby go zająć, a niewiele zrobić.

Oprócz tego, że lubię takie rzeczy, jest jeszcze jeden banalny powód - zaczyna mi brakować miejsca w domu na odkładanie dziergadeł. A robiąc taki szal mam 2 w jednym: zajęte ręce i zminimalizowane ryzyko przeładowania półek.

W tej chwili na drutach Williamson stole dziergany z Haapsalu [1].

Fakt, że kolejnego szala też nie potrzebuję, ale jeden na pół roku czy rok to nie jest też jakaś straszna ilość.

Jest jeszcze jeden, mniej oczywisty powód: tak naprawdę praktycznie nie potrzebuję kolejnych nowych rzeczy. W końcu dlatego swetry robię z dobrych włóczek, żeby wystarczyły na długo. Unikam szybkiej mody, więc nie muszę też szybko wyrzucać tego, co było modne w zeszłym roku.
W tym sezonie grzewczym zrobiłam 2 grube swetry, a prawda jest taka, że miałam okazję nosić tylko jeden z nich, chyba ze 2 razy. A miejsce jak zajmowały, tak zajmują.

Podobnie mam zresztą z książkami. Zdecydowanie bardziej doceniam długą, rozbudowaną powieść[2], w której wiele się dzieje, mam czas poznać bohaterów, pisarz nie szczędzi szczegółów, a po skończeniu czuję pewien zawód ,,To już koniec?'' niż zbiorek opowiadań, każde o czym innym [3]. Podobnie również nie mam już za bardzo gdzie odkładać papierowych wydań, ale tu akurat łatwo zadziałać kupując e-booki albo korzystając z biblioteki. Bibliotekę mam na podwórku, więc praktycznie w kapciach mogę wyjść i coś pożyczyć. W czasie koronawirusa jest nawet fajniej, bo wystarczy, że zadzwonię i książka za niedługo będzie na mnie czekała na ladzie.


Żeby było długo i relaksująco



[1] O włóczkach - cieniznach będzie osobny wpis.
[2] Z samego faktu bycia długą powieścią nie wynika fakt bycia ciekawą długą powieścią, patrz Szczygieł.
[3] Nie dotyczy felietonów. Uwielbiam felietony.

wtorek, 9 czerwca 2020

Granny Cheyne’s Shetland Shawl

I już niecały rok później...


Od jakiegoś czasu staram się wybierać te projekty, których zrobienie jest w jakimkolwiek stopniu wyzywające. Tym razem tych wyzwań było sporo: cienkość i długość nici (bo nie wiem, czy można je nazwać włóczką, niewiele różnią się od zwykłych nici do szycia), poziom skomplikowania wzoru, wielkość wzoru. Oprócz udowodnienie sobie, że potrafię robić coraz trudniejsze rzeczy wynika to też z banalnej przyczyny braku miejsca w szafach. Sweter szybko robiony zajmuje dużo więcej miejsca niż taka dziergana miesiącami chusteczka.


Oryginalny wzór robi się tak:
1. Najpierw długa cienka taśma, która jest zewnętrznym brzegiem szala (na fioletowo).
2. Potem nabieramy oczka wzdłuż brzegu tego, co zrobiliśmy w p. 1 i robimy osobno każdą z czterech części tego szerokiego brzegu w stronę środka chusty i następnie te części zszywamy (!). Po tym etapie mamy taki jakby kwadrat z wyciętym w środku mniejszym kwadratem. (na niebiesko, strzałki pokazują kierunek roboty, niebieskie linie to szwy)
3. Na oczkach jednego z takich czterech boków robimy dalej środkowy kwadrat i gdy już skończymy, to przyszywamy (!) do pozostałych 3 brzegów.


Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie zmieniła. Tym razem zmiana wynikała z lenistwa i niechęci do zszywania (chyba mnie rozumiecie). Przede wszystkim w p.2 zamiast 4 osobnych kawałków zrobiłam 4 razem w okrążeniach. I wyszło dokładnie to samo, co miało być. Ominęły mnie niebieskie szwy.
Trochę problemu miałam z wypełnieniem środka. Żeby uniknąć szwów zaznaczonych na zielono postanowiłam łączyć w trakcie dziergania środkowego kwadratu końce rzędów z żywymi oczkami brzegu. I tu miałam problem, bo okazało się, że liczby rzędów z oczkami się nie zgadzają. Ale ponieważ nie lubię przyznawać się do porażek, postanowiłam, że jednak skończę tak, jak zaczęłam i dorobiłam nadprogramowe rzędy.
Szew pomarańczowy zrobiłam za radą Pimposhki metodą 3 needles bind off zamiast kitchenera.

Zblokowalam. Łatwo nie było, bo ledwo mi wolnej podłogi wystarczyło.
I okazało się, że wszystko leży tak, jak powinno. No, może środek jest bardziej prostokątny, niż kwadratowy, ale przy takich ażurach jest wystarczająco luzu, by odpowiednio ponaciągać i udawać, że tak ma być.










A teraz szukam kolejnego wyzwania.

Wzór: Granny Cheyne’s Shetland Shawl
Włóczka: Merino Superwash Campolmi, 1500m na 100g, zużyłam 122g czyli >1,8km
Druty: 3,25


Skoro o długich dystansach mowa, 24-godzinna Bad Seed TeeVee


czwartek, 28 maja 2020

wip i prośby o radę

Już prawie koniec. Okazało się, że mimo sprucia i zaczęcia na nowo robię jednak inaczej niż w oryginale. No bo jeśli piszą, że środkowa część ma 129 oczek i 190 rzędów, to średnio rozgarnięta ameba domyśliłaby się, że nie będzie to kwadrat. Ale nie ja. Choć na obronę swoją mam, że zewnętrzna część chusty to 4 jednakowe kawałki, czyli w środku musi być kwadrat, prawda? Zobaczcie same - > klik do oryginału.



Oprócz żali mam jeszcze dwie prośby:
  1. Czeka mnie zszycie długiego kawałka ,,żywych'' oczek. Idealna sprawa dla kitchenera, ale nie lubię i chyba mnie rozumiecie. Czy znacie może jakąś inną metodę na połączenie takich oczek, najlepiej wyłącznie przy użyciu drutów ew. szydełka?

  2. Zaczynam już rozglądać się za kolejnym wyzwaniem, być może znów coś tej samej autorki - Filmy Fern Shawl albo Kowhai and Fern Shawl. W pierwszym przypadku jest to włóczka typu cobweb, drugim lace ok. 1500m/100g. Czy znacie jakieś włóczki tej cienkości, 100% naturalnego składu, ale nie moherowe, dostępne w polskich sklepach? Obecnie robię z Merino Superwash Campolni i jeśli nic innego nie znajdę, to przy niej zostanę.



piątek, 8 maja 2020

wip... I did it again

Po ponad dwóch tygodniach codziennego dziergania wróciłam do stanu z poprzedniego posta.

A wystarczyło przeczytać w książce z wzorami, że między wzorem A (zewnętrzna ramka) i B (środkowy kwadrat) trzeba zrobić jeszcze kilka dodatkowych rzędów.

W takim razie Organek


poniedziałek, 20 kwietnia 2020

wip

Jeszcze tylko wypełnić środek.

chusta Granny Cheyne’s Shetland Shawl zrobiona w połowie i z siedzącym na niej kotem

Ostatecznie chusta powinna wyglądać tak.
W lipcu (w lipcu! W! LIPCU!) wyglądała tak.

Z zupełnie innej beczki: linki powyżej wstawiłam w sposób niezgodny ze sztuką i zaleceniami dotyczącymi dostępności stron internetowych (zostałam ostatnio porządnie przeszkolona w tym temacie :) ). I mam pytanie: czy ktokolwiek czytający tego bloga korzysta z narzędzi ułatwiających dostęp. A jeśli tak, to z czym macie największy problem?


Zobaczcie, jak fajnie ludzie grają sobie w izolacji.



czwartek, 2 kwietnia 2020

Drugi zimowy grubas

Na przyszłą zimę jak znalazł.


Pierwszy raz robiłam coś z dwóch różnych nitek jednocześnie - jednej gładkiej, zwartej i jednej cienkiej, ale puchatej - i jestem bardzo zadowolona z efektu. Kolory są niemal identyczne i ostatecznie nie widać ani trochę, że są to dwie nitki. A że obie mają szlachetny skład, to i wrażenia całkiem przyjemne, jest miło, ciepło, niedrapiąco.


Po raz kolejny użyłam bezpłatnego wzoru Dropsa i po raz kolejny jestem zadowolona. Opisy mają bardzo łopatologiczne, chyba dla większości po polsku, a i same wzory też są całkiem niezłe.
Ten akurat jest robiony od góry, w jednym kawałku. I to jest bardzo fajne i wygodne, ale z takimi wzorami robionymi od góry mam jeden problem:
  1. jak bym nie nabierała oczek, to zawsze są nabrane dobrze, z odpowiednim naprężeniem, ale też elastycznością robótki
    ale
  2. jak bym nie zakańczała robótki, to zawsze muszę się bardzo postarać, aby uzyskać odpowiednie naprężenie. Najbardziej jest to uciążliwe przy zakańczaniu dolnego ściągacza, gdy ściągacz ma pełnić swoją rolę, czyli ściągać, a nie powiewać. Zbyt ścisłe zakończenie z kolei zabiera całą elastyczność ściągacza. Kombinuję z mniejszymi drutami, różne metody zakańczania, ale nie mam jeszcze jednej, wypracowanej, skutecznej i zadowalającej. Gdyby ktoś znał sposób na takie zakończenie ściągacza, jak się go zaczyna, to będę wdzięczna.
Guzik-metka w dość nietypowym miejscu przy mankiecie.


Z kronikarskiego obowiązku, na wszelki wypadek, gdyby ktoś miał wątpliwości: sweter namoczyłam i wysuszyłam rozłożony.

Popatrzcie, jak tu pięknie wełna broni się przed wchłonięciem wody.

I jak się poddała.


I to naprawdę była moja ostatnia gruba robótka w tym sezonie. Obiecuję poprawę. Odkopałam pewną cieniznę i dłubię powoli (w tym tempie pewnie zejdzie mi do końca roku).

Włóczki: Flora Drops (65% wełna, 35% alpaka), chyba 5 motków oraz Phil mohair soie Phildar (70% moher, 30% jedwab), 3,5 motka.
Druty: 5 i 4
Wzór: Maple Wood Dropsa (bezpłatny) 


Piosenka idealna na zamknięcie (lockdown, czy jest na to dobry polski odpowiednik? Kwarantanna to przecież nie to samo). 


poniedziałek, 16 marca 2020

Dzierganie w kwarantannie

Tak, to jest ten moment, w którym możecie z czystym sercem odpowiedzieć złośliwcom, po co wam te wszystkie zapasy włóczek.

I mówię ci: zostań w domu






czwartek, 5 marca 2020

Ale się porobiło

Do tej pory myślałam, że ta nasza robótkowa blogosfera to taka fajna bańka, w której może nie zawsze wszyscy ze wszystkimi się zgadzają, ale jakiś poziom zachowujemy, jest miło, ciepło, przyjaźnie, lubimy się, unikamy drażliwych tematów. Hejty to mogą być w innej części Internetu, ale nie u nas.

Aż tu nagle


Sama nie wiem, co o tym myśleć. Chyba pójdę się zblokować.




piątek, 28 lutego 2020

Pierwszy zimowy grubas

Tak, jak prawie nigdy nie dziergam grubych swetrów - mam raptem kilka, co przy wielości cienizn ledwo można zauważyć, tak w tym roku zrobiłam już jedną ciepłą rzecz, a druga jest na drutach. Zważywszy na pogodę, zupełnie bez sensu.


Mimo grubości, sweter jest wyjątkowo lekki i delikatny, absolutnie niegryzący.





Włóczka: Air Drops (65% Alpaka, 28% Poliamid, 7% Wełna, 150m w 50g), opis sugeruje 300g (6 motków), ale wydaje mi się, że zużyłam 5.
Druty: 5,5 i 6.
Wzór: Aster Dropsa, darmowy.

A skoro o zimie mowa, to 


piątek, 7 lutego 2020

1+1=1

Odkrycie druciarskiej Ameryki.

1 nitka kosmatej włóczki i 1 jedna gładkiej włóczki tworzy jedną puchatą włóczkę o grubości nie mniejszej niż suma składników.


Jeśli do tego weźmiemy kolory zbliżone do siebie, to niemal nie widać, że jest włóczka składana.

Ja wiem, że to nic nowego, ale pozwólcie mi się nacieszyć ;)


oraz zaległe, bo zapomniałam dodać do poprzedniej notki