wtorek, 30 września 2014

I co by tu teraz?

Z okazji niedawnych urodzin dostałam w prezencie (wybraną zresztą przeze mnie) włóczkę. Czaiłam się już na nią od dłuższego czasu, aż w końcu mam. No i przy okazji pojawił się problem (zakładam, że znany nie tylko mi): co z tego zrobić? Żeby nie było banalnie. Żeby było oryginalnie. Żeby nie robić po raz kolejny tego samego. Ale żeby po zrobieniu nie odłożyć do szafy i więcej nie ruszyć, bo przedobrzyłam. Żeby było wystarczająco trudne, żeby było widać (wystarczy, że ja będę widzieć), że potrafię. I może żeby samemu wzór wymyślić, żeby było jeszcze bardziej orygnalnie. Ale co, jeśli nie nie wyjdzie? To może jednak kupić (widziałyście nowy katalog Brooklyn Tweed? Ja chcę wszystko stamtąd). Kupić? Bo ja wiem. Może jednak coś bezpłatnego.


No i siedzę, myślę, kombinuję, czekam na natchnienie. A włóczki się kurzą...

Przy okazji podziękowania dla Agnieszki Tuptupa, ona wie za co :)

wtorek, 9 września 2014

Nic, zero, nul

W pracy K. pyta co kilka dni:
- Co sztykujesz?
- Nic.
Nie chce mi się? Nie czuję potrzeby? Nie mam co? Nie wiem z czego? Sama nie wiem. Po prostu druty poszły odstawkę. I żeby tylko druty - przetestowana Iga (dzięki dziewczyny!) czeka na wpisanie danych we wzór i wygładzenie tekstu, tłumaczenie wzoru na chustę też już na ukończeniu. I co? I nic, jeszcze poczekają. Drgnęło o tyle, że zaglądam już do sklepów z włóczką, ale do zakupów jeszcze daleko.

A żeby łyso nie było kot na wakacjach (piknik w Hyde Parku). Bo koty są fajne.