środa, 21 sierpnia 2013

Aeolian

Długo wahałam się, jaki wzór wybrać, miał być darmowy i wyrafinowany, a chusta duża. Laminaria odpadła ze względu na oczka 5z1, nie lubię robić takich z cienkich nitek. Pozostał więc Aeolian.


Chusta powstała właściwie tylko jako test włóczki. Tania jak barszcz (7,60zł/50g, minus okazjonalne zniżki), więc trzeba było spróbować. Taniość oczywiście oznacza, że nie ma co liczyć na czystą wełnę. 48%wełny, 25% akrylu i 27% poliamidu, no i niestety jest za mało wełny w wełnie, włóczka jest w dotyku akrylowa, do tego dość nierówna, momentami bardzo cienka.


Zblokowała się tak sobie. Nie naciągałam zbyt mocno, bo bym dostała narzutę, nie chustę, ale po jakimś czasie chusta się od-prostowała i znów jest taka, jak dzianina przed blokowaniem. No, może nie do końca, ale wolałabym bardziej płaską. Najbardziej widać to na brzegu, żeby wypustki było widać, trzeba by jest bardzo mocno naciągnąć.


Po wydrukowaniu wzoru w odcieniach szarości warto jest sprawdzić, co który szary oznaczał w kolorowym oryginale. Bo można się pomylić.


Nuppków i koralików też nie ma, bo nie lubię.


Poliamid jest chyba po to, by włóczka się błyszczała. I owszem, błyszczy się, tak lekko, nie nachalnie, nie widać specjalnie srebrnej nitki, połysk jest bardziej rozproszony i to akurat mi się podoba.


Nie wiem, czy kupię znów tę włóczkę, jest za mocno akrylowa. Ale jeśli będę potrzebowała czegoś taniego albo dla kogoś mało wymagającego, to czemu nie.


Chusta jest duża, żeby nie powiedzieć wielka. Można nią się bardzo fajnie omotać. Na początku przerobiłam o kilka motywów więcej, bo takie mi się jakieś małe wydawały.


Włóczka: Dennis firmy Gazzal, 500m/50g, prawie 3 motki
Druty: 3,25mm
Wzór: Aeolian z kilkoma małymi modyfikacjami.

piątek, 16 sierpnia 2013

Knit the Bridge czyli o tkaniu dzianiny

Portal TVN24 donosi, że Ponad 1,8 tys. osób utkało "sweter" i ubrało most w Pittsburghu. Hmm? Utkało dzianinę? Chyba autor newsa nie do końca wie, o czym pisze. Czytajmy dalej.
,,Na kolorowe koce robione na drutach i szydełku użyto w przybliżeniu 915 metrów przędzy.''
WOW. Znaczy nieźli są, na cały most zużyli mniej włóczki niż na niejeden sweter. Czyli piszący na pewno nie ma pojęcia o czym pisze.
Ale zaciekawiło mnie, skąd wziął taką liczbę. W Time'ie (jak to napisać? Tajmie?) jest co prawda mowa o 1061-stopowym moście, ale nawet jeśli autor polski pomylił stopy z jardami i most z włóczką, to i tak 915 nie wychodzi. Szukam dalej. Jest. Na stronie projektu czytamy
,,Soaring over the river, the towers are clad in more than 3,000 linear feet of bright, machine-knitted material.''
Wieże czy most, materiał czy użyta do niego przędza, co za różnica?

A sam pomysł świetny, zawsze podziwiam ludzi, którym się chce takie rzeczy robić.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Porażka

Już był gotowy. Zszyty. Jeszcze tylko namoczyć, wysuszyć i wszyć guziki. I wtedy po namoczeniu okazało się, że ten piękny, najpiękniejszy sweter trzeba spruć. Nożwm... Takiego zawodu względem włóczki już dawno nie przeżyłam. Sprawcą jest Baby Merino Dropsa - włóczka dobra, sprawdzona, wcale nie tania. Jeden Buttercup już z niej wydziergany i wszystko było w najlepszym porządku.

Ale do rzeczy.
Tym razem kupiłam granatową. Od samego początku wydała się inna, grubsza i mocniej skręcona. I nie chodzi tylko o skręcenie nitek ze sobą, ale o zrobienie potem z włóczki ,,sprężynki''. Ta była sprężysta. Dzianina wyszła trochę grubsza, trochę sztywniejsza, ale wszystko w granicach normy. Po namoczeniu sprężyna się wyprostowała, włóczka rozciągnęła i zrobiła się cieńsza, a ze sweterka zrobił się rozwleczony flak. Przymierzyłam nawet, mógłby od biedy robić za bolerko z kapturem (a zrobiłam rozmiar 12-18 miesięcy). Z szarą tak nie było.
Sprułam już, wyprostowałam włóczkę, właśnie się suszy i chyba zacznę od nowa. Tak, jak bym cierpiała na nadmiar czasu...

Czy miałam pecha, czy ta włóczka tak miewa? Nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek na nią narzekał.

No i tym samym wakacyjny bilans robótkowy pozostaje bez zmian. Czyli nadal 0.

środa, 7 sierpnia 2013

Na balkonie w dzień upalny

Nareszcie udało mi się skończyć cokolwiek. Cokolwiek jest proste, jak widac marszczy się gdzieniegdzie, ale wcale nie miałam zamiaru szyć równo co do centymetra. Standardowa matematyka zawodziła mnie co chwila, to, co miało być na styk, okazywała sie za luźne, a tam, gdzie miałam nadmiar materiału (wliczywszy zapasy na szwy), wychodziło na styk. Nie wnikałam już nawet w przyczyny, ważne, że materiału wystarczyło.
Nie polecam urządzania balkonu w drugiej połowie lata, sklepy zaczynają świecić pustkami, i o ile meble dało się jeszcze kupić (Allegro rulez, ławka na zamówienie i tak, bo wymiar niestandardowy), to z poduchami już gorzej. A to, co jest, jest w cenach zabójczych, nawet na wyprzedażach Materiał z Ikei (świetna, tkana, nie farbowana bawełna, a dźwięk jej cięcia to muzyka dla ucha), w środku pianka tapicerska przycięta w kawałki 40x40cm.


Szyjąc poduchę na krzesło miałam chyba zaćmienie umysłu (albo zwykłe zmęczenie, godzina 22 po całym dniu upału z dwojką dzieci robi swoje), bo wszyłam tylko po jednym troczku. na szczęście na tyle długim, że wystarczył do oplątania. Bo ja pruć nie lubię.


Balkon od jest południa. Czy powiedzieć kotu, że w domu jest chyba 10 stopni mniej? 


A na drutach ku końcowi idą dwie robótki. Po ich zakończeniu mam zamiar wydziergać Anything for Love projektu Lete. Idealna robota dla zmęczonych i do TV, miliony prawych oczek, nie ma szans, by się pomylić. Z Dropsowej Alpaki oczywiście.