środa, 29 lutego 2012

Blogowa zabawa

Dostałam dziś od Japkowej zaproszenie do zabawy-łańcuszka, w którym trzeba coś napisać o sobie i podać dalej. Bardzo to miłe, ale dziękuję. Piszę o sobie na blogu tyle, ile w danej chwili trzeba, nie jestem ekshibicjonistką (co widać choćby po tym, jak długo musiałyście czekać na mnie na zdjęciach), a między wierszami i tak można sporo wyczytać. Mam nadzieję, że nie robię nikomu przykrości, po prostu nie dla mnie takie zabawy.

wtorek, 21 lutego 2012

W poszukiwaniu idealnego kardiganu

Na Ravelry są ich miliony, tych wzorów. W tej chwili waham się między Alexandrią, Austin Hoodie i Rocky Coast Cardigan. Moja wahanie ma też drugi aspekt: wszystkie te wzory są płatne, ale na tyle proste, że z dużą dokładnością mogę je odtworzyć ze zdjęcia. Nawet jeśli mój będzie miał inną liczbę oczek i nieco inny wykrój, czy różnił się innymi drobiazgami, to i tak będzie bardzo podobny. No i mam dylemat - na ile mogę wykorzystać te wzory nie płacąc, by można było mówić tylko o inspiracji, a kiedy będzie to już zwykłe zrzynanie?

poniedziałek, 20 lutego 2012

Takie coś na szyję

Kominem tego nazwać nie można, szalem też nie. Wzorowany na Grey loop. Trochę inaczej przerobiłam część ażurową - robiłam po 2 narzuty obok siebie.

Tak wygląda 2 razy omotany


a tak w całości


Jest leciutki, delikatny, mam wrażenie, że się polubimy.


Włóczka to Botany Lace Araucanii, ok. pół motka. Wełna merino wyprodukowana we Włoszech, farbowana w Ameryce Południowej. Ciekawe, czy gdyby nie musiała latać w te i we wte (wewte?) przez ocean, to byłaby tańsza? Bo tania nie jest. Ręczne farbowanie widać, kolory nachodzą się na siebie, czasami farbki jest malutko, widać, że nie objęła całej nici, a tylko brzeżek.
Myląca jest też nazwa lace, wg anglosaskiej nomenklatury powinno to być raczej ,,fingering'', jest grubości dokładnie takiej, jak włóczki skarpetkowe.
Ale nie da się ukryć, że jest to dobra włóczka.

A na drutach ląduje teraz - tadam, niespodzianka? - dropsowa alpaka :)

środa, 15 lutego 2012

Czego to się człowiek na starość nie nauczy...

Bardzo proszę niejaką izuss o nie wjeżdżanie mi więcej na ambicję. Skoro wyznała na blogu, że robi takie ładne zdjęcia zwykłym kompaktem, to pomyślałam, czemu ja tak nie mogę? Znalazłam gdzieś głęboko w szafie Instrukcję Obsługi (to takie coś, co zawsze dołączają do wszystkiego, co robi ,,bip'', a i tak nikt tego nie czyta) Aparatu, przeczytałam niemal od deski do deski i okazało się, że mój aparacik też potrafi robić niezłe sztuczki, np. taką


Jeszcze trochę pracy z jasnością i będzie zupełnie dobrze.

Dowiedziałam się też, że pochmurny dzień wcale nie jest przeszkodą do zrobienia jasnego zdjęcia z wiernymi kolorami, o takiego na przykład:


Idę ćwiczyć dalej. Wiem nawet, że gdzieś w domu mam statyw.

Izuss, dzięki :) Masz u mnie kawę (może być bezkofeinowa) i ciacho w wybranej przez ciebie kawiarni :)

Z innej beczki - blogger zmienił ostatnio sposób komentowania, można zagnieżdżać komentarze i myślę, że jest to całkiem wygodne. Będę więc odpowiadać na komentarze przy waszych komentarzach, a nie w następnym wpisie.

wtorek, 7 lutego 2012

Delight-towanie

Wreszcie udany, skończony tegoroczny udzierg (golfu-szyjogrzeja nie liczę, to była tylko rozgrzewka). Chusta nie posiada jeszcze nazwy, jest autorstwa tej samej Susanny IC, która wymyśliła Annis i Abrazo. Zużyłam trochę ponad 1 motek Dropsowego Delight. W sumie nie wiem, czy jestem zadowolona, czy nie. Podoba mi się, bo to naprawdę ładny wzór, włóczka też, ale coś jest nie tak. Może to, że ma kształt księżyca, a ja nie umiem nosić takich chust. Najładniej wyglądają, gdy są tylko zarzucone na ramiona, a ja lubię omotać sobie szyję. Ta jest dość krótka, omotanie jest dość ciasne, choć nie niemożliwe. Spodziewałam się chyba też innej włóczki, cieńszej, delikatniejszej. Ta jest ładna, ma pięknie cieniowane kolory, ale nie tak delikatna w dotyku, jak się spodziewałam. Robiłam na drutach 4,5 i wcale nie miałam wrażenia, że są za grube.


Kolory nawet są dość wierne, mimo podłego światła. Z tego samego światłowego powodu nie ma zdjęć z omotaniem - sama nie dałam rady.


Jeszcze jeden szczegół nie daje mi spokoju - akurat wyszło, że po pierwszym rzędzie kolor zmienił się z bardzo jasnego na bardzo ciemny. I wiem, czy taka zmiana mi się podoba, czy nie.


Potestuję, ponoszę, jak nadal nie będzie mi pasować - spruję i zrobię coś innego.



A tym się kończy otwarcie szafy i odwrócenie się na jedną milisekundę. Widać czy nie, to są moje zapasy szmatkowe.

A tymczasem na debacie...

http://deser.pl/deser/1,111857,11099850,To_nie_koniec_absurdow_z_debaty_o_ACTA__Najpierw_sandaly_.html Hmm... internet i druty, czyżby to któraś z dziergających blogerek? To, że jak zwykle dziennikarz pomylił szydełko z drutami chyba można pominąć.

sobota, 4 lutego 2012

To było do przewidzenia

Jasnożółta, przez sklep nazwana ,,budyniową'' alpaka Dropsa. Nadal jest to moja ulubiona włóczka swetrowa i oby producentowi nie odwidziało się jej produkowanie. Mam już mniej więcej zarys tego, co z niej powstanie - nieduży, oczywiście rozpinany niezapinany warkoczowy sweterek.


Z ukończonych dziergadeł, to tylko golf-ocieplacz dla M. Z dropsowego Nepala. Już dawno nie robiłam z tak grubej włóczki - golfik jest gruby, mięsisty i wydaje mi się, że nie będzie gryzł. Zużyłam trochę ponad 1 motek.


Poza tym cały czas dwie chusty na drutach, a ja przymierzam się do zaczęcia trzeciej. Z Botany Lace Araucanii - włóczka och i ach, mięciutka, delikatna, sama przyjemność trzymania w rękach.

Womb art na sowim blogu napisała bardzo ciekawy post o tym, jak pytać i o co pytać dziergające blogerki tak, żeby ani nikogo nie urazić, a dostać to, czego się oczekuje. Klikać i czytać, wszyscy, i te, które dziergają i publikują, jak i te, które tylko czytają.