Pierwsza włóczka - nie wiem, z czego się składa, po dotyku, widoku i reakcji na farbowanie podejrzewam, że to wełna. Kolor wyjściowy to idealnie nijaki, ciemny beż, kolor bez nazwy, a swoją nijakością potrafiący zepsuć nawet najładniejszy wzór. Po pół pasma namoczyłam w turkusowym i niebieskim barwniku, a przed gotowaniem posypałam nieco wrzosowym. Efekt całkiem, całkiem. Nie ma ani wyraźnego turkusu ani niebieskiego, ale wrzos zdecydowanie całość ożywia.
Druga włóczka - Superlana Alize. Niby 100% wełna, ale zwinięta tak, jak akryle. Dość sprężysta, a ja lubię włóczki-sznurki. Jeśli nic z tego nie wyjdzie, nie będę się specjalnie martwić.
Najpierw polałam ją szarym (a właściwie gołębim) barwnikiem. Wsiąkł tylko we fragmenty, więcej nie chciało przejść na resztę włóczki. Namoczyłam całość w delikatnym roztworze niebieskiego. Efekt taki sobie. Błękit nie jest najgorszy, ale szare plamy wyglądają trochę jak brud.
Agato, violu, to nie jest wzór wrabiany, tylko włóczka skarpetkowa. A czy mi się chciało? Zostałam poproszona, to zrobiłam :) 4, bo na trzy głowy, a pierwsza, którą wydziergałam okazała się za duża. Żal było pruć, więc są 4.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dopuszczam możliwość komentowania anonimowego, ale miło mi będzie, jeśli wpiszesz jakikolwiek identyfikator. Jest łatwiej odpowiedać na taki komentarz, gdy wiem, do kogo się zwracam.